Niemal 300 rejestratorów zakłóceń elektrycznych SRZ-AMP, produkowanych i serwisowanych przez firmę TRONIA Sp. z o.o., pracuje w elektrowniach (Bełchatów, Łaziska), rozdzielniach energetycznych (TAURON Dystrybucja), czy w przemyśle (KGHM, ANWIL). Firma uzyskała certyfikat ISO9001:2009, a jej produkty pomyślnie przeszły badania na zgodność z normami EMC i LVD. Uzyskaliśmy medal na Targach Kieleckich, medal International Quality, certyfikat Firma Godna Zaufania i inne.
Miły głos starszego pana zagaił pełnym uroku tematem:
Potrzebny rejestrator zakłóceń na osiem torów prądowych. Czy mógłby pan przedstawić ofertę?
Mógłbym. Oferta jest w zasadzie zawsze gotowa. Wystarczy w tabelce wstawić to, co klient sobie życzy oraz dane klienta i można wysyłać.
Rejestrator ma właśnie 8 wejść analogowych, więc wydawał się idealny do tego przypadku. Najlepiej zrobią, jeśli dołączą go do Ethernetu tak, że będzie przesyłał rejestracje do serwera, gdzie będą dostępne dla wszystkich upoważnionych. W razie awarii będzie można łatwo znaleźć zapisy konwulsji monitorowanych prądów i napięć. Mądrzy ludzie potrafią na tej podstawie powiedzieć, który transformator czy przekaźnik trzeba wymienić już, a który może jeszcze poczekać. Jeszcze mądrzejsi wyliczają składowe symetryczne, analizują harmoniczne i mierzą zależności czasowe i fazowe. Można też wyliczyć odległość do miejsca zwarcia w liniach przesyłowych wysokiego napięcia, czy wahania kąta wirnika turbiny w funkcji obciążenia. I wiele innych rzeczy.
Rejestrator jest kompaktowy, można go przenosić, choć niektórzy preferują przewożenie wózkiem, choćby dwukołowym.
Wyposażenie standardowe, oprogramowanie również. Klient znał nasze rejestratory, więc oszczędziliśmy sobie omawiania szczegółów.
Wyszło nawet tanio.
Po kilku dniach przesłałem ofertę i spokojnie zająłem się projektem SZARM.
Już po tygodniu temat doczekał się wznowienia.
Widzi Pan, to prawda, że chodzi o 8 torów, ale w trzech miejscach, oddalonych jedno od drugiego o kilka kilometrów.
„To będą potrzebne trzy rejestratory” ucieszyłem się i już po kilku dniach przedstawiłem poprawioną ofertę, choć żal mi było niewykorzystanych wejść analogowych. Zamiast ładnego wypełnienia, w jednym systemie wykorzystane zostały 2 wejścia, a w pozostałych dwóch systemach – po 3. Ponieważ moduły mają po 4 wejścia, w każdym rejestratorze został tylko jeden z dwóch modułów.
Aha, co prawda potrzebne są trzy systemy, ale powinny pracować jak jeden, tzn. jak któryś rozpocznie rejestrację, to pozostałe też powinny ruszyć. I żeby dało się wszystkie rejestracje obejrzeć na wspólnym wykresie. Wie pan, chodzi o to, co było pierwsze…
W szafie robimy to rutynowo: łączymy kabelkiem wskazane przez użytkownika rejestratory i tak powstają Grupy Wspólnego Startu. Synchronizację oddalonych systemów też robiliśmy. Pewien użytkownik dowiedział się dzięki nam, że z jednej strony firmy ma inną strefę czasową niż z drugiej…
Oczywiście tory są trójfazowe – mam nadzieję, że uwzględnił pan to w projekcie?
Oczywiście, że nie. Jak mi ktoś mówi tor prądowy, to rozumiem przez to jeden kabel, w którym płynie jeden prąd.
W tym momencie w jednym rejestratorze miałem dwie grupy trójfazowe, co razem zapewniało estetyczne obsadzenie 6 wejść, ale w każdym z pozostałych dwóch systemów były trzy grupy, potrzebujące 9 wejść, żeby dostać się do systemu. O jedno za dużo. Dodać cały rejestrator dla jednego sygnału, to nic przyjemnego dla kieszeni klienta. Poza tym, każdy rejestrator ma swój komputer do komunikowania się z siecią, klientem i do nadzorowania rejestratora. Dając dwa takie systemy jeden obok drugiego, jeden komputer staje się wyraźnie nadmiarowy. Każdy to zauważy.
Sięgnąłem więc do rozwiązania szafowego. Ma swoje zalety, choć do przewożenia dwukołowy wózek raczej się nie nada. Ale przecież nikt nie mówił, że rejestrator ma być mobilny!
W nowym projekcie pojawiła się osobna kaseta nadrzędna, w której znalazło się miejsce na dublujące się zasilacze, moduł nadzoru i komputer. Dołączona do niej została kaseta na 2 rejestratory, każdy z dwoma modułami wejść analogowych. W tym układzie każdy moduł obsługiwał jeden tor prądowy, złożony z trzech faz. Estetycznie i ekonomicznie. I nawet jest rezerwa na przyszłe pomysły…
Przez trzy dni chodziłem dumny z nowego projektu, ale nie przewidziałem, że
Dla każdej fazy trzeba mierzyć nie tylko prąd, ale również napięcie i temperaturę (w postaci prądu z zakresu 4-20 mA). Do tego dobrze było by rejestrować nieco innych sygnałów, które dadzą razem lepszy obraz tego, co się dzieje w danym obwodzie. Prześlę listę e-mailem.
To już zaczęło się robić ciekawe. Rozrysowałem szafy po nowemu. Tym razem, oprócz kaset nadrzędnych, pojawiło się po kilka kaset z rejestratorami.
Trzy komputery zarządzały konstelacją 20 mikroprocesorów, które monitorowały w sumie 160 sygnałów analogowych i kilkadziesiąt dwustanowych.
Co prawda nasz największy system obejmuje 15 szaf i kontroluje około 800 sygnałów analogowych i drugie tyle dwustanowych, ale budowaliśmy go przez kilka lat! Wyglądało na to, że właśnie rozrysowałem nasz największy pojedynczy projekt.
Ilość modułów, kaset, kabli i rozmiary związanej z tym pracy, to wszystko było wreszcie coś na miarę naszych możliwości i naszych potrzeb!
Ponieważ rozmowy szły w jedynie słusznym kierunku, zacząłem wyprzedzająco sprowadzać komponenty. W modułach wejść analogowych stosujemy na przykład złącza, które blokują włożoną końcówkę przewodu, dzięki czemu nie może ona wypaść mimo drgań, upływu czasu, czy naprężeń termicznych. Do tego zawierają zworki, zwierające przewody toru prądowego przy wyjmowaniu modułu z kasety. Sami sprawdziliśmy parę razy przydatność tego rozwiązania.
Żeńskie złącza (do kabli) dostałem dość tanio w Japonii, zaś obudowy do nich były tylko w jednym magazynie, w USA, do którego przyznawało się kilku dystrybutorów. Z Japonii dostałem fakturę po japońsku, zaś przez pewien czas na przeglądanych przeze mnie stronach internetowych pojawiały się przypadkowo (?!) ogłoszenia, że są do nabycia męskie złącza, kompatybilne z tymi, które kupiłem w Japonii! Kilku zapomnianych dystrybutorów z Anglii i Francji zaoferowało mi indywidualne podejście do moich potrzeb.
Jaki ten świat mały…
Koszt systemu przedstawiłem naszemu Klientowi ostrożnie, z podchodami, żeby nie zniechęcić go do dalszych rozmów z firmą TRONIA.
Naprawdę?!!
Radosne niedowierzanie w jego głosie spowodowało, że zacząłem intensywnie myśleć. Przebiegłem wzrokiem wyliczenia, ale nie znalazłem nic, co by było rażąco nisko wycenione!
I wtedy miły starszy pan przypomniał sobie o jeszcze kilku założeniach.
Każdy nowy parametr wbijał mnie coraz głębiej w fotel.
Na koniec zdobyłem się jeszcze na rześkie
– Nie ma sprawy, za kilka dni prześlę ofertę!
po czym zapatrzyłem się na psa, który w odpowiedzi przekrzywił pytająco głowę.
Okazało się, że cały projekt – począwszy od schematów płytek drukowanych, a skończywszy na oprogramowaniu mikroprocesorów – trzeba opracować od nowa.
Ale o tym napiszę w części 2 (tutaj).
Janusz Proniewicz,
TRONIA Sp. z o.o.
